fbpx

Jak pomóc pszczołom w mieście?

Czy pszczoły w mieście to nowość? To raczej miasta - takie, jakimi je obecnie znamy - są nowym zjawiskiem dla pszczół. Pszczoły są na naszej planecie od setek tysięcy lat i choć może trudno znaleźć na to świadków, to wystarczy zapytać starszych Warszawiaków o pszczoły w ich mieście. Z pewnością usłyszymy, że “przed wojną cały Czerniaków bzyczał”.

Wydawałoby się, że pszczoły wolałyby osiedlać się na bardziej naturalnych i dzikich terenach niż szare blokowiska. Jednak, jeżeli zastanowić się nad tym głębiej, w miastach nie spotkamy wielkich upraw monokulturowych, mamy za to do czynienia z wysoką bioróżnorodnością. Pszczołom żyje się świetnie zwłaszcza w miastach, w których jest dużo parków, ogrodów miejskich i botanicznych, gdzie w zasadzie nie występuje zjawisko “dziur pożytkowych”, czyli okresów, w których owady nie mają zajęcia. W miastach, w okresie aktywności produkcyjnej pszczół, prawie zawsze znajdzie się jakaś nektarująca roślina.


Życie miejskich pszczół nie jest jednak sielanką. Zagrażają im przede wszystkim pestycydy i inne groźne substancje. Wydawać by się mogło, że w mieście się ich nie stosuje na taką skalę, jak na obszarach wiejskich, lecz wystarczy zapytać swojej spółdzielni mieszkaniowej o to, czym odchwaszcza chodniki pod domem. Polskie prawo niestety nie reguluje kwestii stosowania takich środków, przez co bardzo często są nadużywane lub stosowane niezgodnie z zaleceniami, a skrzydlate pasiaste przyjaciółki są na nie śmiertelnie wrażliwe. Starajmy się ich nie używać i namawiajmy innych by przestali.

Zarówno hodowlane, jak i dzikie pszczoły mimo, iż różnią się od innych gatunków zwierząt pod wieloma względami, do życia również najbardziej potrzebują jedzenia i wody.
Aby zapewnić pszczołom dostęp do jedzenia, należy dostarczyć im jak największą ilość roślin miododajnych (ich listy są łatwo dostępne w internecie). Rośliny miododajne możemy sadzić w doniczkach na balkonach, w ogrodach oraz możemy pisać projekty lub głosować w budżetach partycypacyjnych/obywatelskich na tworzenie łąk kwietnych. Kolejnym rozwiązaniem jest tworzenie “bomb nasiennych” - czyli odpowiedniej mieszanki nasion, ziemi ogrodowej i glinki wędkarskiej. Noszona w kieszeni pozwala na stworzenie łąki kwietnej dokładnie tam, gdzie mamy ochotę. Sama produkcja “bomb” jak i ich “dystrybucja” jest świetną zabawą z dziećmi.

Poza jedzeniem, warto zapewnić owadom zapylającym wodę, zwłaszcza w okresach suszy, ponieważ nie potrafią jej magazynować. Wodę należy podawać w sposób, który zapobiegnie utonięciu - talerzyk czy zbiornik powinien posiadać na wysokości tafli wody wyspy z węgielków lub kamieni, najlepiej keramzytu. Poidło należy umieścić w dobrze nasłonecznionym miejscu. Naczynie powinno być zrobione z łatwo nagrzewającego się materiału, na przykład ciemnej ceramiki. Do wody pod żadnym pozorem nie można dodawać soli, za to zapach propolisu na pewno przyciągnie więcej potencjalnych użytkowniczek - wystarczy wrzucić kilka okruszków do wody. Poidła wystawiać można od wiosny do jesieni i należy pamiętać, że puste poidło nie pomoże żadnemu stworzeniu, trzeba je regularnie uzupełniać.

Kolejnym ważnym aspektem życia miejskich pszczół jest sposób, w jaki ludzie reagują na roje.
Rój, czyli młoda rodzina, ma jeden nadrzędny cel - znaleźć dla siebie nowy dom. Wdawanie się w bezsensowne ataki na przechodniów nie leży w kręgu ich zainteresowań. Rójka wygląda spektakularnie i często wywołuje uliczne zamieszanie i lęk wśród ludzi. Niestety znane są historie o “bohaterskim” paleniu pszczół, częstą reakcją jest też wzywanie straży pożarnej. Tymczasem rójkę najlepiej zostawić w spokoju, a jeśli koniecznie chcemy się wykazać pro-pszczelą postawą, to najlepiej wezwać pszczelarza. O znalezieniu roju najlepiej poinformować znajomego pszczelarza lub lokalną grupę w social mediach - bohater na pewno się znajdzie. Dla pszczelarzy i pszczelarek złapanie roju to dość zyskowna operacja, dla pszczół oznacza nowy dom, a dla przechodniów święty spokój. 
Jeśli w rozważaniach jak pomóc pszczołom w mieście doszliśmy do tego, że warto mieć znajomego pszczelarza, zastanówmy się, czy nie rozpocząć hodowli na własną rękę.
Posiadając nawet jeden ul, można przysłużyć się pszczelej sprawie, a nawiązanie relacji z jedną rodziną tych fascynujących owadów prawdopodobnie zaowocuje tym, że w przyszłości będzie ich więcej. Oczywistym jest, że potrzebna jest do tego odpowiedzialność i wiedza, ale nie jest to wiedza nieosiągalna dla zwykłego śmiertelnika i śmiertelniczki. Jej podstawy można uchwycić bardzo szybko, a najlepszą nauką jest praktyka. Aby pokonać obawy i blokady warto udać się na plenerowe zajęcia w pobliskiej pasiece edukacyjnej. To pierwszy krok do samodzielnego pszczelarzenia. Jeśli nie zdecydujemy się na posiadanie własnego ula, zdobyta wiedza na pewno pomoże nam dbać o miejskie pszczoły.

Bartosz Świętek


Komentarze

Skomentuj